WIELKI SZU
Do meczu na szczycie nasz zespół przystąpił bez duetu stoperów, Martyniuk-Wróbel. Jak istotny to ubytek, wie każdy sympatyk biało-niebieskich. Z Marcinem i Łukaszem na środku obrony Bałtyk stracił w tym sezonie tylko jednego gola, w konfrontacji z Bytovią. Z konieczności więc do Kubsika (zastępuje "Martę") dołączył Pietrzyk, który rolę stopera pełnił przez całą rundę wiosenną. Roszadom na strategicznym obszarze musiała towarzyszyć niepewność, zwłaszcza przed tak ważnym spotkaniem (na dodatek z najlepszym atakiem ligi), ale - jak się okazało - nie gra defensywna rozstrzygnęła o wyniku. Po przerwie, kiedy gdynianie mieli nóż na gardle, Kubsika zastąpił Szudrowicz i od tej pory blok obronny tworzyli z Pietrzykiem dwaj młodzieżowcy, ba, od 58 min, gdy na boisku pojawił się Prinz, w "11" SKS mieliśmy aż sześciu bardzo ofensywnych graczy. Nie licząc Przybyszewskiego, który również potrafi grać do przodu. I takie ustawienie zespołu miało decydujący wpływ na przebieg wydarzeń w II połowie, którą gospodarze wygrali 2:0, a mogli wyżej, np. 3:1...
Albowiem w 55 min Błękitni, którzy w przerwie ewidentnie postanowili grać z kontry, rozgrywali "piłkę meczową". Szybką akcję zwieńczyło precyzyjne dogranie spod linii końcowej do Królaka, który z 14 m musiał trafić do siatki. Na szczęście uratował nas Chamera. Wcześniej nie tak dobre szanse na wyrównanie mieli Kudyba (47) i Nadolny (50), natomiast 120 sekund po gafie Królaka całkowicie odmienił losy gry jej późniejszy bohater. Szudrowicz niespodziewanie zdecydował się na strzał lewą nogą z woleja z ok. 25 m. Źle ustawiony Kaczmarek nie miał prawa dosięgnąć piłki, która wpadła do siatki tuż przy słupku. Wszyscy na trybunach odetchnęliśmy, bo akurat w tym dniu różnica między 0:1 a 1:1 była przeogromna. W 59 min, po rzucie wolnym Pięty, Kaczykowski z bliska spudłował głową, w 61. golkiper gości z trudem odbił uderzenie Adamusa sprzed linii "16". W 65. Chamera, wybiegając na skraj pola karnego, przerywa kontratak stargardzian. Nadchodzi 69 minuta... Pięta, grający z opaską kapitana, wykonuje rzut rożny. Na bliższym słupku rewelacyjnie skacze Szudrowicz. Uderza futbolówkę tyłem głowy. Piłka pięknie leci w przeciwległy górny róg bramki. Bałtyk powiększa przewagę nad wiceliderem do czterech punktów! W 79 min zwycięstwo miał obowiązek przypieczętować Nadolny, jednak w sytuacji sam na sam strzelił lekko i prosto w nogi Kaczmarka. Z kolei w 87 min "Wielki Szu" miał szansę na hat-tricka, ale gdy zwodem w polu karnym już otworzył sobie drogę do bramki, na linii strzału znalazł się następny obrońca. W 90 min Pięta minimalnie chybił z rzutu wolnego z 20 m. Sędzia doliczył cztery minuty i, nie ukrywamy, był to bardzo nerwowy czas. Napastnikom Błękitnych nie udało się jednak powtórzyć błyskotliwej kombinacji z 43 min. Wtedy właśnie przyjezdni objęli prowadzenie. Klasę pokazali liderzy klasyfikacji strzelców - bardzo ruchliwy, trudny do upilnowania Gajda posłał świetną prostopadłą piłkę do Woźniaka. Ten wybiegł sam na Chamerę, lecz uznał, że lepiej zagrać do biegnącego lewą stroną Zdunka. Młody pomocnik, który wszedł na plac gry w 29 min, mógł strzelić do pustej bramki. Rozpaczliwy powrót Kaczykowskiego i Pietrzyka był spóźniony. Taki cios robi wrażenie. Poczuliśmy siłę rywala, który jednak do tego momentu - mimo że próbował otwartej gry - sprawiał przeciętne wrażenie. Notabene Bałtyk również nie grał, jak powinien. Graliśmy bałaganiarsko i zbyt nerwowo. W 3 min, do prostopadłego podania - co było dla nas przestrogą - wystartował Karasiak, ale nieczysto trafił w piłkę i jego strzał Chamera złapał bez problemu. Dla odmiany w 37 min nasi obrońcy sami sprowokowali zagrożenie, tyle że prezent - fatalnym uderzeniem z 18 m - zmarnował Woźniak. Gdynianie posiadali inicjatywę, próbowali strzałów z dystansu (Przybyszewski, Kudyba, Litwinko - wszyscy celnie), ale to nie było to. Na dodatek nie było pożytku z rozgrywanych nieporadnie stałych fragmentów. Na koniec ciekawostka, o której nie chcieliśmy pisać przed meczem. Ostatniej - do soboty - potyczki gdynian z Błękitnymi towarzyszyły przecież fatalne wspomnienia. W czerwcu 2001, gdy Bałtyk żegnał się z III ligą (zresztą nasz rywal także), drużyna prowadzona przez trenera Zimnego poległa w Stargardzie Szczecińskim aż 0:7. Gajda z Woźniakiem trzykrotnie pokonali wtedy... Chamerę, a uczestniczyli w tamtej klęsce również Grubba (wystąpił w polu) oraz Adamus. Złe duchy zostały przegnane. www.baltykgdynia.pl relacjďż˝ dodaďż˝: mariosks |
|