Nordgaard jeszcze nie przegrał jako trener
W hali Gwardii koszaliński AZS pokonał Anwil Włocławek, w którym debiut trenerski zanotował Igor Griszczuk, niegdyś znakomity zawodnik, także drużyny z Włocławka.
Początek spotkania należał do koszalinian, którzy bez skrupułów wykorzystywali proste błędy drużyny przyjezdnej. Kibice jeszcze na dobre nie usiedli na trybunach, a zespół gospodarzy prowadził już różnicą 8 oczek (12:4). Jednak AZS dopiero się rozkręcał, a "olejem napędowym" był George Reese, który w zaledwie 120 sekund zaliczył 9 punktów wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 21:10. Drużyna gości za sprawą swojego kapitana odrobiła trochę punków (przewaga zmalała do 5). Po czym na parkiecie powstały emocje, które były siłą napędową dla publiki, która głośnym dopingiem, zagrzewała koszaliński zespół do jeszcze lepszej i ambitniejszej gry. Pod koniec trzeciej kwarty koszalinianie rozpoczęli grać tak, jak na początku spotkania. Gdy po dwóch punktach Dante Swansona było już 53:42 koszalińscy kibice oszaleli z radości. Chwilę później Henderson popełnił przewinienie niegodne sportowca, które na dwa punkty z linii rzutów osobistych zamienił Dante Swanson. Kiedy po raz kolejny trafił Mojica, a przewaga AZS-u wzrosła do 18 'oczek' na twarzach zawodników Anwilu było już widać wyraźne zrezygnowanie i brak chęci do gry. Do walki kolegów z zespołu poderwał jednak Henderson, który zdobył pięć punktów z rzędu, a chwilę później za trzy trafił Koszarek i przewaga AZS zmalała do dziewięciu punktów. Jak się później okazało były to ostatnie celne trafienia drużyny Igora Griuszczuka. W końcówce AZS imponował znakomitą obroną i szybkimi kontrami, dzięki którym ustalił wynik spotkania na 79:64 relacjďż˝ dodaďż˝: arti15 |
|