Horror z happy endem
Ostatni rzut w spotkaniu Dante Swansona zapewnił punkty koszalińskiemu AZSowi i sensacyjne zwycięstwo nad PGE Turów Zgorzelec 70-68.
Mecz rozpoczął o nietypowej jak na Polską Ligę Koszykówki, bo o 20:30, co było spowodowane tym, że w tej samej hali grają też piłkarki ręczne koszalińskiego AZSu Politechnika. Mecz miał się odbyć początkowo w niedzielę, ale z racji tego, że przyjezdni grają we wtorek spotkanie w EuroCup z Red Star Belgrad, dołożono starań, aby zagrać jednak w sobotę... Obie ekipy do spotkania przystępowały w osłabionych składach. W drużynie gospodarzy z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego uda nie wystąpił Ime Oduok, natomiast w drużynie Turowa pauzował drugi strzelec drużyny, Donald Copeland. Mecz był zacięty od pierwszych, aż do ostatnich sekund spotkania, a więc kibice zapewne nie żałowali przybycia na halę Gwardii, o tak później porze. Początek spotkania należał do drużyny ze Zgorzelca, ale to koszalinianie za sprawą rzutów osobistych Pawła Mroza objęli prowadzenie. Przewaga Turowa wynikała z prostych błędów przez gospodarzy. Druga kwarta spotkania to już przejęcie inicjatywy za sprawą gwiazdy zespołu Javiera Mojica, który w znacznym stopniu przyczynił się do wyprowadzenie AZSu na pięciopunktowe prowadzenie do przerwy. Kluczem do zwycięstwa okazało się wyeliminowanie z gry najlepszego rzucającego ze Zgorzelca - Damira Milijkovicia, który podczas 34 minut przebytych na parkiecie nie zdobył ani jednego punktu, co głównie jest zasługą Javiera Mojicii. W ostatniej kwarcie spotkania gospodarze prowadzili po rzucie George'a Reesa już różnicą siedmiu punktów, kibice zapewne byli pewni, że już AZS utrzyma tę znaczną przewagę do końcowej syreny, jednak scenariusz spotkania zapisany był nieco inaczej. Goście jeszcze zerwali się do ataków, co przyczyniło się do tego, że przy linii coraz bardziej denerwował się trener z Turowa. A na parkiecie szaleńczo atakowali jego podopieczni, którzy jeszcze zdołali doprowadzić do remisu 68-68, ale to był dopiero początek prawdziwego horroru. Ostatnia minuta to prawdziwy pech rzucających, przez ponad minutę wynik nie ulegał zmianie. Najpierw nie trafił za trzy Roszyk, a następnie również za linii 6.25 nie trafił Milikowic. Następnie sprawy w swoje ręce chciał wziąć kapitan gospodarzy, który przekozłował piłkę przez całą długość boiska, aby podać do Reesa'a, jednak jego rzut także był nieskuteczny. Dobić chciał jeszcze Mróz, ale piłka trafia w obręcz. Wtedy to na sekundę przed końcem do piłki dopadł Dante Swanson, ten natomiast się nie myli i tym samym horror skończył się happy endem dla koszalinian, którzy tym samym pokonali dotychczasowego lidera z Turowa. Tuż po zakończeniu spotkania polała się krew. Saso Filipovski sprowokowany przez jednego z fanów AZS uderzył go głową w twarz. Według wstępnych ustaleń kibic koszalińskiego zespołu ma połamany nos. Póki co obaj panowie zostali przewiezieni na komisariat, gdzie złożą wyjaśnienia. AZS Koszalin - PGE Turów Zgorzelec 70:68 (16:19, 22:14, 17:22, 15:13) AZS: Javier Mojica 18, George Reese 17, Dante Swanson 12, Paweł Mróz 10, Grzegorz Arabas 5, Igor Milicic 4, Adam Metelski 3, Przemysław Łuszczewski 1, Paweł Bogdan 0, Łukasz Diduszko 0. PGE: Krzysztof Roszyk 18, Robert Witka 14, Chris Daniels 14, Bryan Bailey 11, John Turek 8, Alex Harris 2, Gorjan Radonjic 1, Damir Miljkovic 0, Iwo Kitzinger 0, Bartosz Bochno 0. relacjďż˝ dodaďż˝: arti15 |
|