Gaz-System Pogoń sprawcą nie lada sensacji
Niesamowity wybuch radości towarzyszył tego wieczoru wszystkim. To była niewątpliwa nagroda za doping, jaki zgotowali miejscowi kibice swoim ulubieńcom. Gaz-System Pogoń Szczecin w pierwszym meczu w ramach 1/4 PP zdołała zremisować z faworyzowaną Orlen Wisłą Płock 26:26 (11:14), mimo, że po karze dla Veselina Chakmakova wydawało się to już nie do zrobienia.
- Taki wynik można brać przed meczem w ciemno. Pokazaliśmy, że potrafimy grać, że mamy duże możliwości - powiedział tuż po meczu lewoskrzydłowy Wojciech Zydroń.
Te duże możliwości nie objawiły się jednak od samego początku tych zawodów. Szybkie 0:4 dla przyjezdnych sprawiało wrażenie, że ten mecz będzie jednostronnym widowiskiem. Było jednak zupełnie inaczej. Głównym sprawcą takiego stanu rzeczy była dobra postawa w bramce Marcina Wicharego.
Podopieczni Rafała Białego słabym początkiem wcale się nie zrazili i po chwili prowadzili całkiem wyrównany pojedynek, nie pozwalając na odskoczenie rywalowi więcej niż na 2-3 bramki. W 19. minucie było już tylko 6:8 dla Nafciarzy. Wtedy dali o sobie znać rozjemcy tych zawodów. Kara dla Zbigniewa Kwiatkowskiego dwie minuty później za atak na szyję Petra Nenadicia należy oceniać w kategoriach bardzo kontrowersyjnych. Nie był on bowiem brutalnym faulem. Popis para sędziowska dała jednak dopiero w ostatnich dwóch minutach pierwszej połowy. Z prawego skrzydła na bramkę uderzał Wojciech Jedziniak, strzał ten wybronił Wichary, ale sędziowie odgwizdali przewinienie... Adama Wiśniewskiego. Co więcej ukarali go karą dwóch minut i jeszcze podyktowali rzut karny. Zdaniem wielu faulu nie było. Na 30. sekund przed końcem kolejną karę otrzymał Michał Kubisztal. Jakby tego było mało równo z końcową syreną plac gry musiał opuścić jeszcze wspomniany wcześniej Nenadić. - Musiałbym bardzo daleko sięgnąć pamięcią. W ostatnich latach to się nie zdarzało, by na drugą połowę wyjść 3 mniej. Kiedyś pewnie tak. Jest to niezwykłe rzadka sytuacja - ocenił sytuację swojej ekipy zaraz po meczu Kubisztal. Fakt ten wprowadził trochę zamieszania w poczynaniach wicemistrzów Polski, co skrzętnie starali się wykorzystać szczypiorniści ze Szczecina. W 36. minucie za sprawą celnego trafienia z karnego Pawła Białego ta sztuka się udała. Na tablicy świetlnej było już tylko 15:16. Warto wspomnieć, że gol Białego był jego pierwszym trafieniem po kontuzji. Podrażnieni takim obrotem sprawy wiślacy w 44. minucie ponownie osiągnęli przewagę. 4 bramki w zanadrzu zdawały się przesądzać, że już nic nie może zagrozić płocczanom w osiągnięciu wygranej. Gospodarze jednak i tym razem się nie poddali. - Wiadomo, że wierzę zawsze, ale wiedziałem, że możemy namieszać w tym meczu mniej więcej od 50. minuty. Wtedy wszedł Chakmakov i wziął ciężar gry na siebie. W tym momencie wiedziałem, że to zatrybiło i że to pójdzie - skomentował późniejsze wydarzenia na parkiecie szkoleniowiec szczecińskiej siódemki Rafał Biały. Swoistego rodzaju cud zdarzył się w 58. minucie. Karę 2 minut otrzymał wspomniany już Chakmakov i Pogoń zmuszona została już do końca meczu grać jednego zawodnika mniej. W dodatku rzut Muhameda Toromanovicia na 24:26 dla Wisły sprawił, że nadzieja zaczynała gdzieś uciekać. Wtedy przypomniał o sobie Jacek Wardziński. Na parkiecie zameldował się dosłownie kilka minut wcześniej. To on okazał się bohaterem dwóch ostatnich akcji szczecinian. Ostatni rzut oddał dosłownie w ostatniej sekundzie meczu doprowadzając do jakże szczęśliwego zakończenia tych zawodów. - Bohaterem się nie czuję, bo to jest gra zespołowa. Cała drużyna zapracowała na to, bym ja miał te pozycje. Bohaterem jest cały zespół - powiedział zaraz po meczu sam zainteresowany.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|