Po domowym zwycięstwie 3:1 w 1/16 finału Pucharu CEV Grupa Azoty Chemik Police udała się do Stambułu na rewanżowe starcie z tamtejszym Galatasaray. Bynajmniej nie była faworytem tej konfrontacji. Stawka u bukmachera wynosiła aż 4 do 1. - Musimy pamiętać, że mecze w Turcji, w Stambule, przy tych kibicach to jest zupełnie inna gra - przypominała i ostrzegała zarazem Martyna Grajber. - Oni momentami naprawdę potrafią być siódmym zawodnikiem i pomagają swojemu zespołowi. Na pewno nie możemy jechać tam z nastawieniem wygrania tylko dwóch setów. Trzeba wygrać cały mecz i przejść do kolejnej rundy - dodała. Jak się potem okazało, jej słowa były prorocze.
Grupa Azoty Chemik miała swoje problemy. Te zaczęły się już od pierwszego gwizdka sędziów. Dominacja tureckiego mocarza kazała wątpić w powodzenie. Przypominały się stare czasy. Przecież policzanki nie dość, że nie zdobyły w tym gorącym terenie seta, to co dopiero zwyciężyć w całych zawodach. Nie funkcjonowało przyjęcie, ale kiedy gospodynie tak mocno i precyzyjnie serwowały, nie mogło się to nie przełożyć. Nie do zatrzymania była dla nas Olesia Rychliuk. Aż 82 proc. skuteczności brzmiało jak z innej bajki.
Polska drużyna niejedno przeżyła i z niejednej mąki jadła chleb. Po krótkiej przerwie role totalnie się odwróciły. Teraz to Chemik zaczął zadawać cios za ciosem, a rywalki nie były w stanie postawić gardy, mówiąc po boksersku. Świetnie prezentowała się Wilma Salas (na zdj. obok), zupełnie jak w rozgrywkach LSK. I skończyło się do 18. Nadzieje na awans odżyły. Wydawało się, że trzeciego seta uda się dowieźć do końca. Pewnie tak by się stało. Ale przy prowadzeniu 18:15 nagle coś się u policzanek zacięło. Galatasaray, w hali którego wcale nie było zbyt wielu kibiców i przesadnie ogłuszającego dopingu wyniósł się na wyżyny i dopiął swego. Szala wygranej przechylała się w ich stronę. Trzeba było tylko postawić kropkę nad i. Los chciał inaczej. Lider tabeli w polskiej lidze ponownie zaczął przejmować inicjatywę. Jakby podopieczne Ferhata Akbasa zdawały się sprawę, że grają o życie, o być albo nie być w europejskich pucharach. Miały przewagę 3, 4 punktów, ale i tym razem miejscowe doszły ekipę z Polski na remis po 22. - Kolejny raz miałyśmy końcówkę seta na przewagi, a ja byłam spokojna o zespół - mówiła po ostatnim triumfie nad Energą MKS-em Kalisz Martyna Grajber i znowu się nie pomyliła. Stanęło na 25:23, co oznaczało awans do 1/8 finału. Tie-break początkowo był jednostronnym pojedynkiem. Policzanki jakby poczuły luz i przed zmianą stron przegrywały już 3:8. Wtedy wstąpił w nich nowy duch. Seryjnie nadrabiały straty, by za chwilę prowadzić 12:10. Tego meczu nie mogły już oddać. 'Galata' obroniła tylko jednego meczbola, przy drugim nie zdołała już nic zrobić. Kropka nad i została postawiona.
źródło: własne
|
|